Epizod 4
Geneza strajków studenckich w Polsce w roku 1981 nie jest do końca utożsamiana z powodem ogłoszenia strajku w radomskiej Wyższej Szkole Inżynierskiej. Strajk w Radomiu jest przypisywany niemal wyłącznie protestowi części środowiska akademickiego, przeciwko wyborowi prof. dr hab. płk Michała Hebdy na Rektora tej uczelni….
Mimo, że znalazłem się w samym środku wydarzeń strajkowych, nie potrafię do dziś usystematyzować przyczyn wybuchu tego protestu społecznego, tak znamiennego w skutkach i trwającego w zasadzie do końca, czyli do pierwszej nocy „stanu wojennego” i do osobistej wizyty u strajkujących Pułkownika Wojciechowskiego, Komisarza wojennego w Radomiu.
Jak niesie miejska wieść, Pan Pułkownik odmówił pacyfikacji strajku i należnego strajkującym studentom „spałowania” (pałowanie i „ścieżki zdrowia”, to w Radomiu taka nowa, świecka tradycja – z kulminacją w roku 1976), czym zyskał uznanie mieszkańców miasta.
Kością niezgody w Radomiu były od zawsze budynki, natenczas najelegantsze w mieście a przeznaczone dla Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej i jej bardziej bitnych organizacji.
Społeczeństwo Radomia domagało się aby posadowić w nich miejski szpital lub co innego – byle nie MO, co do której miało zastrzeżenia jeszcze z roku 1976 właśnie.
W efekcie, po utrwaleniu się demokracji w Polsce, postulaty społeczne Radomian, okupione represjami, aresztami, pobiciami, zwolnieniami z pracy i wilczymi biletami, zostały ostatecznie przez władze w Warszawce rozpatrzone i te historyczne budynki zajęła – zgodnie z pierwotnymi założeniami przywódców obalonego ustroju – Komenda Stołeczna Policji (oczywiście ze wszystkimi jej przyległościami).
Co do samego strajku, to brałem w nim udział w ograniczonym stopniu a to z powodu mojej przynależności do Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Byłem, co prawda obecny na spotkaniu założycielskim „Solidarności” ale w mundurze podchorążego plutonowego Ludowego Wojska Polskiego. Nowi działacze „S” ulegli obawom wciągania do działalności NSZZ wojskowego i to w służbie czynnej – pozostałem więc w ZNP z prawem uczestnictwa w działaniach „Solidarności” po wyjściu do cywila.
Stało się to w kwietniu 1981 roku, w miesiąc po okresie prognozowanej „wojny rusko – jaruzelskiej”, którą ze względu na krążące po wojsku wieści o zbrojnym poparciu generała przez bliżej nieokreśloną populację oficerów i żołnierzy, spędziłem bez munduru, bez dowodzenia, jasne, że bez broni, na szczęście bez aresztu a głównie w kinie w Katowicach.
Gwiazdki na pagony wręczył mi gen. Żak w koszarach w Nysie i jako świeżo upieczony podporucznik LWP wróciłem do rodzinnego Radomia.
Tu, w strukturach NSZZ „Solidarność” było już „posprzątane”, więc pozostałem w ZNP robiąc to, co do mnie należało.
Niezależni związkowcy docenili moje działania na rzecz demokracji i przyjęli mnie do komisji negocjacyjnej, która próbowała ugrać swoje postulaty z przedstawicielami Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Negocjacje odbywały się w Radomiu ale i w Warszawie w budynku Sejmu pod opieką posła Jana Józefa Szczepańskiego i przy mediacji ówczesnego Rektora Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Henryka Samsonowicza.
Wtedy po raz pierwszy poznałem gorycz manipulacji. Jeszcze bardziej przykre było to, że doznałem jej od osoby, której dotychczas ufałem w jej szczere intencje, to jest właśnie od prof. Samsonowicza. Powiedział on do nas coś jakby w skrócie: „te negocjacje to takie misterium”.
Zrozumiałem w mig, że nie jesteśmy ważni ani nawet trochę, gdyż decyzje zostały już podjęte przez wysokich decydentów a same negocjacje to zwykła „ustawka”.
Przed ogłoszeniem stanu wojennego zdążyłem jeszcze udzielić sporego wywiadu dziennikarzowi „Głosu Nauczycielskiego” Januszowi Sobierajowi, który później zdobył ksywkę „ministrant” z racji komentowania w stanie wojennym wszelkich religijnych transmisji telewizyjnych.
Wywiad ów miał ukazać się w numerze GN z dnia 12.12.1981….
Po dziesięciu latach przypomniałem sobie, że może bym odzyskał choćby kopię tego mojego wywiadu ale dowiedziałem się w Zarządzie Głównym ZNP, że cały nakład tego numeru GN został przemielony zanim obejrzał światło dzienne.
Z okresu strajkowego pozostała mi na pamiątkę „stała przepustka strajkowa” wydana przez Przewodniczącego Komitetu Strajkowego Uniwersytetu Warszawskiego – Pana Macieja Gellera .
Była to dla mnie i jest nieukrywana satysfakcja, bowiem byłem jedynym z całej grupy radomskiej, który taką przepustkę otrzymał, zwłaszcza, jako członek Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Wówczas, kolegom z NSZZ „Solidarność” taki drobiazg nie przeszkadzał. Po prostu byliśmy z w i ą z k o w c a m i…..
A z pracy wywalono mnie z „wilczym biletem” za „utratę wartości moralno – etycznych”, co oznaczało, że nigdzie w Radomiu nikt nie miał prawa mnie zatrudnić.
Musiałem zmienić dom, znajomych, miasto, przyzwyczajenia, zawód. Porzucić rozpoczętą pracę doktorską i udać się w nieznane.
Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Otóż Dyrektor „Radoskóru”, Pan Foremniak (ojciec aktorki Małgorzaty Foremniak), wystawił mi na tyle poprawną opinię osobistą, że pomogła mi ona uzyskać czeladnicze uprawnienia rzemieślnicze w zakresie garbarstwa i szewstwa i talon na Syrenę Bosto.
Tak zaczęła się moja kapitalistyczna kariera…..