“Świat zepsuty” – dedykuję Premierowi Rzeczpospolitej Polskiej na wybory 2019
Ignacy Krasicki, rok 1780
miejmy nadzieję, że ciąg dalszy nie nastąpi….
Prawo
Czasy PRL
Czasy PRL można z grubsza podzielić na odcinki ‘zaciskania kagańca’ i ‘odwilży’. Jako, że całe nasze życie toczy się według schematu sinusoidy to i te okresy następowały naprzemiennie ze swoimi maksimami i minimami. Mnie przyszło żyć już w nieco lepszych czasach bo od roku 1955, czyli miałem start niemal równo z ‘odwilżą gomułkowską’.
Odczuła to moja cała rodzina, bo przestano nachodzić matkę za AK i polityczną Brzezinkę a i ojcu dano spokój, za jego bezpartyjny fanatyzm.
Jako potomkowie przedwojennych ‘kułaków’ rodzice moi zapragnęli mieć swój własny dom, więc na posiadanej z dawien dawna działce wybudowali – z pensji robotniczej – ‘chałupkę’ o powierzchni 38 m2 z przybudowaną tzw. drwalką. ‘Chałupka’ ta była jak na czasy PRL dość luksusowo wyposażona, gdyż jako pierwsza na całej ulicy – 16 domów – miała łazienkę z bieżącą ciepłą wodą i kanalizacją. Woda do kąpieli grzała się sama podczas gotowania obiadu – ot taki polski wynalazek.
Łazienka ta stała się wkrótce przyczyną organizowania w sąsiednim pokoju (szczególnie w soboty) hazardu i testowania produktów państwowego monopolu spirytusowego zakąszanego wytworami kulinarnych geniuszy – naszych matek – które wówczas tworzyły przecież coś z niczego. Przy zarzuconym ceratą w rybki okrągłym stole przegrywano więc w ‘tysiąca’ i ’66’ fortuny (słyszałem nawet o 15 złotych!) a o przebiegu gry dyskutowano nazajutrz zawzięcie podczas niedzielnego meczu na trybunach stadionu Broni lub Radomiaka.
A gdy przyszły jesienne słoty albo zima zamiotła ulicę śniegiem i pousypywała metrowe zaspy, można było w najcieplejszym miejscu ‘chałupki’ – kuchni – zobaczyć grupę wykąpanych przyjaciół, którzy z wypiekami na twarzy wsłuchiwali się w przygody Pana Michała i innych sienkiewiczowskich bohaterów, o których na głos czytał ojciec. Miał on ten talent jakiego nie powstydziliby się lektorzy nagrywający współcześnie audiobooki. Nie było mocnego, który nie zalałby się łzami gdy Kettling podkładał pochodnie pod beczki z prochem w podziemiach zamku w Kamieńcu Podolskim…
Ponieważ moja nauka zarówno w szkole podstawowej jak i w liceum nie wymagała zainteresowania się nią moich rodziców, także i moje podróże które zacząłem dość wcześnie nie wywołały ich sprzeciwu nawet wtedy, gdy musieli wystawić mi notarialną zgodę na samodzielną podróż do Czechosłowacji w roku 1972.
W tym samym roku zacząłem zarabiać na podróże udzielając korepetycji z chemii dzieciom zamożnych radomian a gdy w wyniku całkiem udanego startu w XIX Olimpiadzie Chemicznej uzyskałem prawo wstępu bez egzaminów na Warszawski Uniwersytet, moje podróżowanie mogło rozwijać się w sposób niczym nie zakłócony – i tak się rozwijało.